niedziela, 4 maja 2014

Boskie brownie i rozstanie z blogiem



Rozstanie? Ale tylko na chwilę!
Zajmuję się teraz wyłącznie niemieckim romantyzmem. Praca o Baśniach braci Grimm jest tworzona z zapałem. Niestety, nie wystarczy mi energii na wszystko! Ale! Cały czas piszę różne bzdury, gotuję i staram się robić zdjęcia.
Dlatego w czerwcu wracam do Was z cyckami, penisami i wspaniałym jedzeniem! Przygotujcie się na nową porcję zabawnych tekstów, przekleństw i amatorskich zdjęć.
A może nawet wypróbuję kolejną głupią dietę?
Do zobaczenia za miesiąc!
Na pocieszenie zostawiam obłędnego czekoladowego zakalca! Z malinami :)
Przepis na keksówkę (długość 20 cm):
100 g ciemnej czekolady (u mnie 70%)
150 g drobnego cukru
150 g dwukrotnie przesianej mąki pszennej
100 ml mleka
70 g niesolonego masła
3 jajka (osobno białka i żółtka)
szczypta soli 
duża garść mrożonych malin (można dodać inna owoce jagodowe)
Mąkę wymieszać z cukrem. Masło rozpuścić z czekoladą w kąpieli wodnej, zdjąć z ognia i delikatnie przestudzić.
Białka ubić ze szczyptą soli. Mleko wymieszać z żółtkami.
Połączyć mąkę z czekoladą i mlekiem, następnie delikatnie, drewnianą łyżką połączyć z białkami.
Wylać do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia, posypać malinami (lekko je wcisnąć w ciasto), ewentualnie wydłubać czekoladę z garnka i ozdobić ciasto. 
Piec w 190 C przez 30 – 40 minut (albo do suchego badyla).

środa, 16 kwietnia 2014

Jajka faszerowane mango (nazikuchnia)


 
obrazek zastępczy z painta, bo pomysł genialny a zdjęcia nie ma
Przepis powstał w ramach wspólnego gotowania. Inne jajka znajdziecie u: Mirabelki, Martynosi, Ani, Peli i Sianka. Wszystkie przepisy są rewolucyjne i wspaniałe. Polecam :)
A teraz, do kuchni nazistowskiej, raz!

— Wiera, przy blogerkach kulinarnych to ciężko jeść. Jeszcze zamówisz coś i nie będziesz wiedzieć jak ugryźć żarcie, które dostaniesz.
— Nie, spoko, my nie wychodzimy z domów, same musimy gotować a jedzenie ostryg to widziałyśmy tylko w internetach. Gorzej jak nie będziesz rozróżniał pietruszki i kolendry.
— ...
Niewinny wyraz twarzy sugerował, że jednak nie jest w stanie odróżnić. Cóż, pewnie ja też bym nie potrafiła, no ale jestem kulinarą, nie mogę się przyznać. Oko w oko ukrywam moje kuchenne niedociągnięcia bardziej niż prawdziwy rozmiar stanika w czasie randki.

środa, 2 kwietnia 2014

Masło orzechowe (feministka = wstyd?)


Kiedy mówię o sobie „feministka" ludzie patrzą na mnie jak na prawdziwego kosmitę. Niektórzy ze stoickim spokojem mówią: „brak ci chłopa”. Znajomi przepuszczają mnie w drzwiach i z radością stwierdzają: „no, dzisiaj cię zdyskryminowałem".
A są jeszcze osoby, które zarzucają mi chęć bycia na czasie (sic!) No, bo jak ja chcę być feministką, jak prowadzę bloga kulinarnego, sprzątam w domu (i jeszcze zadowolona jestem!) i w ogóle jestem czasami kobieca do porzygu?! Robię z siebie darmowy sprzęt AGD i jeszcze śmiem nazywać się feministką!

wtorek, 1 kwietnia 2014

1. Śniadanie na chudnięcie

Zmieniam profil mojego bloga.
Czas zmienić swoje podejście do siebie i życia.
Czas zejść z kilogramów. Ważę 47 kg i jestem permanentnym grubasem.
Inspiruje mnie zdrowy tryb życia, więc dlaczego tego nie pokazać?
Od dzisiaj jem roztropnie — dobre śniadanie i mały obiad.
Zaczynam biegać.
Zaczynam od nowa.
No i za mało komciów było pod poprzednim wpisem. Kończę z przeklinaniem i zdaniami złożonymi.
Na nowy początek: placki twarogowe à la ricotta hot cakes.
Przepis na porcję:
200 g półtłustego twarogu
100 ml mleka
3 łyżki mąki (czubate!)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajko
szczypta cukru i cynamonu
łyżka roztopionego masła
Twaróg przecisnąć przez praskę (albo zmielić w maszynce do mielenia mięsa) trzy razy. Do sera dodać mleko, masło i jajko. Dokładnie wymieszać.
Do masy przesiać mąkę, proszek i cynamon. Wsypać cukier, dokładnie wymieszać. Odstawić ciasto na 10 minut.
Po tym czasie smażyć małe placki (ja smażyłam na suchej, teflonowej patelni). Przełożyć je, kiedy na powierzchni będą bąbelki. Na drugiej stronie smażyć kilka sekund.
Podawać z owocami i sosem (u mnie kiwi i syrop żurawinowy).

poniedziałek, 31 marca 2014

Różowa pasta (czy wizyta u ginekologa to zdrada?)

Dzisiaj temat kobiecy. Ginekolog! Lekarz jak każdy inny a wywołuje pięć razy więcej emocji. Cytologia to trauma? Czy chodzenie do ginekologa to już zdrada? Tak, takie rzeczy znalazłam w internetach!
Matka pyta się, czy iść z dzieckiem do ginekologa. Forum wrze:
Współczuję dzieciakowi. To najgorsze co może być jak jesteś dziewicą.
Autorko chcesz rozwalić dziecku psychikę?????? Idź z nią, ale nie zgadzaj się na to by jej między nogi zaglądała. Maja na to przyrządy i sposoby. Dorośnie do tego wieku, że sama pójdzie. Zadbaj o to.
Tak. Też twierdzę, że mniejszą traumą dla dziecka będzie łażenie z infekcją przez pół roku.

piątek, 28 marca 2014

Kopiec kreta (jedzenie... u dentysty)


Rączo podjeżdżam (rowerem, dalej jestem na minusie) pod gabinet dentystyczny i wchodzę do środka. Z szerokim uśmiechem mówię "dzień dobry!", wieszam płaszcz. I, niespodziewanie, odzywa się gruby bas za moimi plecami:
— A co pani taka wesoła? U dentysty jest przecież!
O cholera. Tego się nie spodziewałam. Faktycznie, ząb boli i jestem przekonana, że idę na borowanie. Kuźwa, nie mam pojęcia, dlaczego jestem zadowolona z siebie. Nie wiem, co powiedzieć, więc kłamię:
— Noo... ja tylko na przegląd.
W odpowiedzi pan uśmiecha się smutno.W poczekalni pustki, więc, chcąc nie chcąc, stajemy się jeszcze bardziej na siebie skazani. Rozmawiamy o butach, impregnatach, polityce, w końcu o jedzeniu (no, przecież przed borowaniem żarcie to temat top). Niechcący, w trakcie całkiem przyjemniej rozmowy, wypalam:

niedziela, 23 marca 2014

Kruche rogaliki z budyniem (jak szukać i nie znaleźć?)


Moje roztargnienie zaczęło się w podstawówce. Potrafiłam zostawić plecak w klasie zaaferowana zabawą na szkolnym podwórku i, jak gdyby nigdy nic, pomaszerować do domu. Bez plecaka, oczywiście. Jeżeli nikt nie zauważył, potrafiłam sobie przypomnieć o braku tornistra dopiero wieczorem, kiedy mama męczyła mnie, żebym pokazała zeszyt.
W gimnazjum zostawiałam kosmetyczki i właściwie to był jedyny powód, dzięki któremu nie chodziłam wymalowana (no, chyba, że zgarnęłam kredkę mojej siostry. Wtedy, ku niechęci dyrektorki, przychodziłam do szkoły pomalowana na pandę).
W liceum zgubiłam portfel. Nie miałam o tym pojęcia aż wieczorem, do drzwi zadzwonił postawny facet i oddał mi portfel. Byłam tak zaskoczona, że ledwie powiedziałam dziękuję (zaprosiłabym na kawę, ale byłam zbyt zszokowana. Jeżeli pan to czyta — naprawdę jestem wdzięczna!).
W tamtym tygodniu zgubiłam klucze. Jestem dzieckiem "z kluczem na szyi" i to była jedyna rzecz, której NIGDY nie zgubiłam. Bo zgubienie kluczy równało się z kilkugodzinnym wystawaniem pod klatką.
Postanowiłam ich szukać i dzięki temu przeszłam wszystkie etapy rozpaczania po stracie:
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...